czwartek, 13 lutego 2014

Kurs 忍び cz. XII



Wojownicy ninja musieli niekiedy dopasowywać się do sytuacji. Nawet najbardziej skomplikowane plany zaopatrzone w stosowną ilość alternatywnych rozwiązań narażone są na zniweczenie przez przypadkowe wydarzenia. Zdolność improwizacji pozwala nam nie tylko popisać się w czasie słownej szermierki z nielubianą osobą, ale także ratuje nasze życia w kłopotliwej sytuacji. Cały sekret korzystania z tej niezwykłej siły kryje się w naszej wyobraźni. Codzienne czynności, monotonia związana z niezmieniającym się życiem skutecznie usypiają nasze wrodzone instynkty. Jesteśmy przecież przedstawicielami gatunku, który zdołał opanować całą planetę, a już planowana jest przecież ekspansja na inne ciała niebieskie w bezkresnych przestworzach Kosmosu. Taka przynależność zobowiązuje do ustawicznego poszukiwania nowalijek, rozwiązań poprawiających lub ułatwiających proste czynności. To jednak jest domeną wszelkiego rodzaju wynalazców. Jako kontynuatorzy tajemnej sztuki wojowników cienia powinniśmy wykorzystać naszą kreatywność do zapewnienia sobie przewagi walce. Czas na zapoznanie się z bronią improwizowaną.

Ninja stworzyli całą gałąź wiedzy nazywaną przez nich Bezkresem. Zamysł polegał na przekazywaniu adeptom odpowiedniego światopoglądu, zaszczepianiu konkretnego (sprawdzonego w czasie dziesięcioleci) sposobu myślenia, aby zwiększyć szanse na zakończenie powierzonej im misji powodzeniem. Wielu ludzi uważa ludzi nieustannie poszerzających swoją wiedzę za dziwaków, bo przecież w życiu codziennym nie przydaje nam się np. metoda eliminacji Gaussa (chyba, że jesteśmy matematykami). To poważny błąd sprowadzający nas do roli maszyn zdolnych do wykonania jedynie z góry przedzielonych funkcji. Przecież analityk finansowy może w wolnych chwilach zgłębiać zawiłości literatury skandynawskiej, a lekarz po godzinach swojej pracy z lubością oddawać się lutowaniu bądź skrawaniu. Z podobnego założenia wychodzili ninja, powtarzając za宮本: poznajcie wszelkie sposoby. Wiedzę zawartą w Bezkresie podzielono na trzy części: specjalne sposoby poruszania się, specjalne narzędzia oraz人術 (wym. „senninjutsu”).

Ninja starali się działać zakulisowo, dlatego też często określa się ich wojownikami cienia. Specjalne metody poruszania się nie ograniczały się wyłącznie do technik zmiany pozycji znanych wyłącznie mistrzom ninjitsu. Chodziło przede wszystkim o zachowanie agenta w czasie zadania (niezależnie od jego charakteru, czyli dotyczyło to zarówno zwiadu, jak i morderstwa czy sabotażu). Ninja lubowali się w wymyślnych strojach, czasami wczuwając się w jednego z setek nic nie znaczących chłopów,  by przy innej okazji udawać spadkobiercę legendarnego rodu z drugiego końca Japonii. Potrafili nie tylko świetnie się maskować, ale również wspaniale odgrywać swoje role (niekiedy pobierali lekcje aktorstwa od profesjonalnych pracowników teatralnych). Powodzenie misji zależało od delikatnego podejścia do tematu dotarcia na miejsce jej realizacji oraz opuszczeniu go po wykonaniu zadania (w przypadku ninja należy mówić raczej o rozpływaniu się w powietrzu). Prawdziwy skrytobójca musi nauczyć się zdobywać potrzebne informacje, nie zwracając na siebie przesadnej uwagi otoczenia (zamiast brutalnego przesłuchania można przecież spić strażnika w okolicznej spelunce, po czym wykorzystać jego wdzięczność do poznania rozmieszczenia straży). W spisanych przed wiekami historiach nie zachowało się wiele przekazów o bezczelnych wojownikach cienia, którzy nie zważając na takie drobnostki, jak przewaga liczebna wroga, osiągali wyznaczony wcześniej cel nie w mrokach nocy, ale w świetle dnia przy akompaniamencie okrzyków pełnych bólu, cierpienia (należy jednak wspomnieć, że zawczasu podtruwali załogę zamku, aby uniemożliwić jej skuteczną samoobronę). Pochwycenie przez wroga nie kończyło zadania agenta – rozpoczynało się zupełnie nowe polegające na ochronie tajemnic klanu, a następnie ucieczce w myśl zasady: Nie pozwól się zauważyć, lecz gdy cię już zauważą, nie pozwól się pojmać, a jeśli nawet cię pojmą – nie pozwól uwięzić własnego umysłu. Wszystkie zagrywki nazywano ogólnie tawasaki (sztuką unikania).

Ninja byli bardzo zręcznymi rzemieślnikami. Nie chodziło jedynie o wytworzenie dziesiątków sztuk (niekiedy bardzo pomysłowej) broni, ale również o stwarzanie innych potrzebnych w czasie realizacji zadania przedmiotów. Drogi bywają kontrolowane przez siły porządkowe podległe regionalnej władzy, dlatego warto zaopatrzyć się w stosowne dokumenty umożliwiające przejazd (np. dokumenty przewozowe, kupiecki glejt, rozkazy wojskowe, świadectwa urodzenia). Czasami wojownicy cienia musieli posiadać coś (np. zjawiskowo piękną), co zainteresuje nasz cel. Ostatecznie zyskując czyjeś zaufanie kosztownymi podarkami, możemy zbliżyć się na odległość ułatwiającą zadanie perfekcyjnie wymierzonego ciosu. Artyzm był nieodłączną częścią życia członków klanu odpowiedzialnych za zaopatrzenie agentów w pomocne gadżety, które pomogą odejść komuś uparcie odmawiającemu śmierci z przyczyn naturalnych (dzisiaj jest to choćby ładunek wybuchowy ukryty w długopisie lub pokryta silną trucizną guma do żucia).

Poznaliśmy już wiele rodzajów broni różniących się od siebie nie tylko cechami fizycznymi (ciężarem, kształtem), ale także funkcjonalnością. Niestety zdarzają się sytuacje, w których jesteśmy pozbawieni ulubionych narzędzi mordu (np. po kontroli strażnika za pomocą elektronicznego skanera nasz sprzęt zostanie z łatwością wykryty, a my sami uwięzieni). Musimy więc poradzić sobie jakoś bez nich. Nasze otoczenie skrywa olbrzymią liczbę broni improwizowanej mogącej z powodzeniem zastąpić swoje bojowe odpowiedniki. Zwykła ściereczka kuchenna może zastąpić nam garotę. Stłuczona szklanka, widelec, wykałaczka sprawdzą się w roli improwizowanych ostrzy. Oblanie kogoś wrzątkiem wyłączy go z walki na czas pozwalający na jego pokonanie (później możemy pożyczyć sobie broń wroga, bo przecież nie przyda mu się na tamtym świecie). Garnek lub patelnia pomogą nam sparować wymierzony w nas cios. Przykłady można byłoby długo mnożyć, ale zwróćmy uwagę, że nie opuściliśmy nawet kuchni! Ileż pomocnych rekwizytów może odnaleźć doświadczony artysta sztuki śmierci w każdym z pomieszczeń… Jak zwykle, ogranicza go jedynie jego własna pomysłowość. Wiedzą o tym strażnicy więzienni na co dzień spotykający się z bronią wykonywaną z codziennych przedmiotów przez żądnych krwi (choć znudzonych) więźniów.

Czym byliby nawet najbardziej skuteczni zabójcy pozbawieni odpowiedniego zaplecza logistycznego? Prawdopodobnie zwykłymi rzezimieszkami najmującymi się byle komu. Klany ninja były niebywale rozbudowane. Oprócz świetnie wyszkolonych jednostek frontowych składały się także z inżynierów, lekarzy, szamanów etc. Oczywiście każdy z wojowników musiał posiadać elementarne podstawy ze wszystkich specjalizacji, ale przecież jej mistrzowskie opanowanie nie mogło udać się każdej osobie (indywidualne uzdolnienia). Grupa operacyjna składała się zazwyczaj z pięciu wojowników cienia, z których każdy miał ściśle ustalone zadanie (przed wyruszeniem szczegółowo planowano akcję): jeden zbierał informację, inny przygotowywał stosowne pomoce lub zabezpieczał drogi ucieczki, a jeszcze inny wykonywał zlecenie, choćby poprzez zgładzenie celu. Ninja nie stronili nawet od najbardziej nieprawdopodobnych sztuk – wszystko dla uzyskania przewagi w walce. Dlatego też możemy wyróżnić w ich asortymencie techniki egzocentryczne (naukowe) oraz ezoteryczne (np. chińska astrologia, hipnoza).

W Chinach od stuleci krążą pogłoski o tzw. dotyku śmierci. Miały być to ponoć techniki umożliwiające uśmiercenie wybranej osoby pojedynczym ciosem lub też na odległość (odmiana telepatii). W Japonii zwykło się uważać, że mistrzami tej trudnej sztuki byli właśnie ninja. Dzisiaj, po latach badań, można stwierdzić z całą pewnością, iż… Wojownicy cienia nie potrafili go opanować. Jednak z właściwym sobie animuszem oraz zuchwałością udawali posiadanie takiej umiejętności. Stosowano specjalnie wyprofilowane ostrze pozwalające rozrywać ludzkie gardła od środka. Bardzo cienkie szpikulce przekłuwały mózgi, wnikając przez naturalne otwory ciała, tj. dziurki w nosie, uszy (nie pozostawiały żadnych widocznych śladów, a w średniowieczu rzadko przeprowadzano autopsję). Sprytnym rozwiązaniem było również nasączanie trucizną szat obranej za celi osoby. Ninja byli bardzo zmyślnymi trucicielami, ale o przykładach sztuki zielarskiej (to dwie strony tego samego medalu) opowiem w innym artykule.

Nie bójmy się improwizować. Dzisiejszy, bezpieczny i pacyfistyczny świat wymusza na nas działanie w określonych przez społeczeństwo ramach, co tłumi nasze naturalne instynkty. Nie doradzam praktykowania sztuki skrytobójstwa, ale radzę za to wszystkim, aby częściej pokazywali kły – ostatecznie każdy z nas jest osobą wyjątkową, więc nie ma powodu, by dawać się poniżać osobie na wyższym stanowisku czy z zasobniejszym portfelem. Dajmy upust naszej wyobraźni. A jeśli wpadniemy w tarapaty, to w starciu oko w oko z napastnikiem możemy zachować się tak, jak bohater filmu The Chronicles of Riddick, Richard B. Riddick (zbiegły skazaniec, morderca):



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz