Z ogromnym bólem serca muszę przyznać, że po dotarciu na
uczelnię lub do pracy szara rzeczywistość wcale nie nabiera kolorów. Nadal jest
ponura, a otaczający nas ludzie stale dostarczają nam powodów do westchnień
niedowierzania bądź gniewnego zaciskania pięści. Najczęściej są to zwykłe
drobnostki, na które większość ludzie stara się nie zwracać uwagi. Czasami
jednak nasz nastrój skłania nas do odnajdywania najdrobniejszych szczegółów
odbiegających od ustalonych norm. Człowiek w swojej naturze jest istota łaknącą
ładu, porządku. Tolerancja na ludzką głupotę jest odwrotnie proporcjonalna do
naszego samopoczucia – nie ma w tym nic dziwnego, zdrożnego. Z doświadczenia
wiem, że niekiedy milczenie w sytuacjach zakrawających o bożą interwencję jest
trudniejsze od przebiegnięcia maratonu. Warto jednak się powstrzymać, co
pozwoli nam zaoszczędzić nieco gotówki tytułem nieuzyskania mandatu za
wszczęcie awantury.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ludzie nie dbają o
porządek w swoim najbliższym otoczeniu. Czy życie w zaśmieconym pokoju może być
radosne? Jak pracować, kiedy na biurku walają się sterty śmieci, a podłoga lepi
się od nagromadzonego przez wiele dni brudu? Zdecydowanie daleko mi do idealnej
pedanterii, ale zawsze dbam o swoje stanowisko pracy. Nie uznaję magazynowania
kompletów zastawy stołowej z zamiarem ich późniejszego umycia. Nie sugeruję,
aby od razu po spożyciu posiłku mknąć do kuchni. Należy to jednakowoż zrobić,
zanim przyjdzie kolej kolejnego posiłku. To tylko podstawowe zasady higieny.
Wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji, kiedy idący człowiek przechodzi
obojętnie nad puszką po napoju gazowanym leżącą na środku korytarza. Tuż obok
stoi pojemnik na odpady, ale wydaje się być on niewidoczny dla przechodnia.
Może chodzi o brak stosownej zapłaty za wysiłek, jakiego wymagało wrzucenie
natrętnego śmiecia do kosza? Dla mnie czysta przestrzeń dookoła jest
wystarczającą rekompensatą. Zastanawialiście się kiedykolwiek, ile razy
dziennie zmuszeni jesteście mówić: Dzień
dobry? To bardzo sympatyczny zwyczaj, ale w większości przypadków zbędny.
Nie mamy obowiązku witać się z innymi pasażerami windy, ani dziękować im za
wspólną podróż (ostatecznie nie jest ona zależna od nas). W przypadku
codziennych pozdrowień najlepiej kierować się zdrowym rozsądkiem, okazując
szacunek tym, którzy na niego zasługują (chyba, że okoliczności wymagają od nas
kurtuazji względem osoby nam nieznanej).
W czasie swojej edukacji często spotykałem się z rażącymi
przykładami braku szacunku dla czyjejś ciężkiej pracy. Dotyczy to głównie osób
głośno dyskutujących w czasie wykładów (są to dobrowolne zajęcia, więc udział w
nich ma charakter nieobowiązkowy). Rozmowy prowadzone szeptem są oczywiście
tolerowane (nie zakłócają one niczyjego spokoju), ale żarliwe debaty prowadzane
niekiedy pomiędzy rzędami są zdecydowanie poniżej poziomu, jaki powinni
reprezentować studenci studiów wyższych. Jeśli istnieją kwestie wymagające
natychmiastowego wyjaśnienia, można je omówić w jednej z wielu warszawskich
kawiarni (po co przeszkadzać innym). To samo tyczy się książek pożyczanych z
publicznych bibliotek. Dlaczego ludzie je niszczą? Czy zapewnienie
bezpieczeństwa pojedynczego tomu naprawdę przekracza możliwości dorosłego
przedstawiciela naszego gatunku? Nie rozumiem też, o co chodzi z tymi notatkami
nanoszonymi na stronice z pomocą długopisu (sic!) lub ołówka. Czy nie prościej
wynotować sobie wybrane informacje? Przypatrując się swoim towarzyszom
wielokrotnie śmieszył mnie zwyczaj bezmyślnego odpisywania pracy kolegi z
pominięciem jakiegokolwiek zabiegu zmieniającego treść, układ na stronie. To
przecież nie jest niczym trudnym (każdy ma unikatowy styl wypowiedzi), a
sprawdzający pracę nauczyciel z pewnością ucieszy się na widok kilku różnych
prac (sprawdzanie kilkunastu kopii zawierających oczywiste błędy może być przyczyną
depresji).
Powrót do domu także nie należy do przyjemnych życiowych
powinności. Tłumy zmęczonych całodniową aktywnością ludzi wpychają się do
przeładowanych środków komunikacji miejskiej, tworząc ukochany przez wszystkich
ścisk. Zmuszeni jesteśmy balansować na czubkach palców, starając się odnaleźć
jakikolwiek pewny punkt oparcia. Na dodatek wdychamy zapach przepoconych ciał
(dezodoranty, perfumy są przecież koszmarnie drogie, a częste mycie się, jak
wiemy już od średniowiecza, szkodzi zdrowiu), różnego rodzaju potraw
konsumowanych bądź przewożonych na miejsce spożycia. To wszystko tworzy
niepowtarzalny klimat uatrakcyjniający naszą podróż. Inną irytującą kwestią
jest zajmowanie miejsc. Dlaczego ludzie zawsze siadają w mało ekonomiczny
sposób, uniemożliwiając skorzystanie z dostępnych siedzisk (siadanie na środku,
unikanie miejsc pod oknami)? Sam nie cierpię przeciskać się nad czyimiś
kolanami, by zdążyć wysiąść na właściwym przystanku, ale staram się zachować
minimum przyzwoitości. Gorszy mnie też tendencja do obnażania swojego ciała,
kiedy tylko temperatury staną się do tego odpowiednie. Nie mam nic przeciwko
paniom paradującym w samych strojach kąpielowych, ale obrzydza mnie widok
owłosionego faceta, którego włosie skręca się pod wpływem ciepła, wilgoci.
W Polsce nawet robienie zakupów musi doprowadzać nas do
pasji. Kiedy mamy ochotę podjąć część naszej gotówki z konta bankowego za
pośrednictwem bankomatu, musimy wystrzegać się innych czekających w kolejce za
nami. Wiele osób nie rozumie, że należy zachować stosowną odległość, aby
wypłacający nie obawiał się kradzieży (to raczej mało prawdopodobne, ale samo
rozglądanie się w poszukiwaniu potencjalnego złoczyńcy może nam skutecznie
obrzydzić wypłacanie szeleszczących banknotów). Godziny otwarcia sklepów
(szczególnie w dni świąteczne lub niedziele) to wielokrotnie omawiany temat.
Pracujący tam ludzie także mają swoje życia, ale nie zapominajmy, iż nie
pracują oni codziennie w pełnym wymiarze godzin. Służby porządkowe czy
transportowe nie domagają się wolnych dni, a przecież i oni musza spędzać
długie godziny z dala od najbliższych. W sklepach drażnią mnie natarczywi
sprzedawcy. Jestem w stanie zaakceptować powitanie połączone z ofertą pomocy,
ale pracownik włóczący się za mną po sklepie, wtrącający co chwilę ugrzecznione
do granic możliwości porady jest czymś nie do przyjęcia. Takie zachowania
skutecznie zniechęca mnie do wydania pieniędzy w takim miejscu. Podobnie jak
zaglądanie do koszyków. Skąd u ludzi taka nieznośna ciekawość, co druga osoba
włożyła do sklepowego wózka? Czy na podstawie jego zawartości wyrabiają sobie
opinię na temat pchających je ludzi? Z pewnością.
Minuty upływają nam w długich kolejkach sklepowych.
Czasami to wina pracowników (wszyscy zeszli na zasłużoną przerwę dokładnie w
tym samym momencie) lub sprzętu (awaria kasy, terminalu). Sprawcami są również
sporadycznie sami klienci. Nagle przypominają sobie o konieczności zakupu
mleka, więc wybiegają sprzed kasy, ruszając do stoiska z nabiałem na drugim
końcu hali sprzedażowej, podczas gdy cała reszta w ogonku musi czekać. A niech
sobie czekają! Zbytnia nadgorliwość bywa przyczyną zdenerwowanych ponagleń ze
strony innych. Przed stanięciem w kolejce (np. przy stoisku z wędlinami), można
przecież dokładnie zaplanować, jakich to produktów potrzebujemy. Dzięki temu
prostemu zabiegowi nie będziemy zabierać sprzedawcy cennych minut, kiedy zastanawiamy
się nad różnicą pomiędzy szynką konserwową a parmeńską. Niektóre sklepy
zaopatrują kasy w specjalne kolejki, dzieląc je w zależności od rodzaju
klientów (kasy pierwszeństwa dla niepełnosprawnych) lub ilości produktów (kasy
ekspresowe). Niektórzy ludzie wydają się być analfabetami, kierując się do kas
nieprzeznaczonych dla nich (wszystko dla zaoszczędzenia kilku minut). Szczytem
chamstwa jest popychanie kogoś stojącego przed nami za pomocą swojego wózka. Za
każdym razem, gdy doświadczam czegoś takiego, czuję się niczym pojmany przez
wroga jeniec prowadzony na śmierć.
Nie ma chyba już dzisiaj na świecie ludzi nieposiadających
przynajmniej jednego telefonu komórkowego. Wiąże się to z niebezpieczeństwem
zarejestrowania połączeń przychodzących. Co zrobić jednak, kiedy dzwoni do nas
ktoś z numeru zastrzeżonego? Uśmiecham się, kiedy na liście połączeń
nieodebranych widniej napis: No number.
W takich sytuacjach nie mam pojęcia, co zrobić, bo przecież nie mogę oddzwonić,
korzystając z nieznanego mi numeru. Najczęściej naszymi stręczycielami są
operatorzy telefonii komórkowej, przedstawiciele instytucji finansowych,
pragnący skusić nas kolejną (specjalnie dla nas przygotowaną) ofertą. Najlepiej
po prostu ignorować takie próby. Ostatecznie może być to równie dobrze jakiś
psychopata nastający na nasze życie. Bardzo denerwuje mnie również zwyczaj
nienagrywania się na pocztę głosową. Przecież dzięki temu będę mógł
zweryfikować, czy warto się z kimś takim skontaktować. Bardzo niegrzecznie jest
również nie odpowiadać na skierowane do nas krótkie wiadomości tekstowe (SMS).
Zmorą pieszych są dwie grupy innych uczestników ruchu –
kierowcy rozmaitych pojazdów oraz rowerzyści. Wszyscy zachowują się z godną
pożałowania lekkomyślnością, których ofiarą są zazwyczaj ci poruszający się na
własnych nogach. Szczególnie w godzinach popołudniowych przetrwanie na jezdni,
trotuarze może skończyć się dla nas poważną kontuzją. Ścieżki rowerowe nie
występują wszędzie, ale gdy ich brakuje, rowerzyści mają prawo włączenia się do
ruchu drogowego. Rozumiem strach przed takim rozwiązaniem (przeciętny samochód
może beznamiętnie rozprasować takiego śmiałka), ale brawurowa jazda slalomem
pośród przechodniów nie jest zachowaniem ludzi cywilizowanych. Z drugiej strony
nie możemy przesadnie denerwować się na tych osobników na dwóch kółkach – oni
też chcą po prostu dotrzeć na miejsce. Pragnąłbym, aby na naszych ulicach
pojawiło się więcej wzajemnego zrozumienia lub sympatii (czasami warto
podziękować skinieniem głowy uprzejmemu kierowcy przepuszczającego nas po
zebrze).
Na pewno każdy z Was przynajmniej raz w życiu miał
wątpliwą przyjemność dostrzeżenia w oknie budynku sylwetki starszej pani
wspartej na poduszkach. W nocy taki widok może przyprawić co wrażliwszych o
szybsze bicie serca. Czujne oczy sąsiadki z lubością monitorują okolicę w
poszukiwaniu obiektu do późniejszego oplotkowania. Wystarczy wrócić później z
pracy, aby przepięto nam łatkę pracoholika bez własnego życia. Ten swoisty
system sąsiedzkiego systemu szybkiego ostrzegania świetnie sprawdziłby się w
zwalczaniu przestępczości, ale jego potencjał marnowany jest zazwyczaj na
pomówienia niewinnych osób. Czy korzystacie z portali społecznościowych?
Większość z Was zapewne tak. Wiąże się to nierozerwalnie z koniecznością
czytania dziesiątek bardzo wysublimowanych statusów odnoszących się do
codziennych czynności (np. defekacji). Na szczęście przewidziano urocza opcję
blokowania notyfikacji pochodzących od konkretnego użytkownika (coraz częściej
z niego korzystam, sprowadzając rolę portalu do prasówki najważniejszych
wydarzeń z interesujących mnie dziedzin). Prawdopodobnie to właśnie długie
godziny spędzane przed monitorem są winne licznym spóźnieniom. Jeśli nie
zjawiamy się punktualnie na wyznaczone spotkanie, okazujemy brak szacunku
drugiej osobie. W sytuacjach kryzysowych (wypadek) można przecież poinformować
o swojej nieobecności ze stosownym wyprzedzeniem. To nie boli! Podobnie jak
połykanie śliny. Co spożywają wszystkie osoby, które nie mogą się wręcz
powstrzymać od splunięcia na chodnik? Współczuję im, chociaż nie popieram
takiego zachowania (szkoda, że spluwaczki wyszły z użycia jakieś dwieście lat
temu).
Ważną częścią każdego współczesnego człowieka jest życie
towarzyskie. Niestety coraz częściej ogranicza się ono jedynie do suto
zakrapianych alkoholem libacji z losowo dobranymi ludźmi. Nie ma w tym nic
złego, gdyż każdy powinien spędzać swój wolny czas w taki sposób, jaki uważa za
słuszne. Smuci mnie jedynie to, iż próżno na takich przyjęciach szukać okazji
do merytorycznej rozmowy. Uwielbiam dyskutować na najróżniejsze tematy, a
spotkanie przeciwnika zdolnego do formułowania poprawnych logicznie argumentów
zawsze witam ze szczerym uśmiechem. Zaproszone osoby bardzo często przynoszą ze
sobą własne jedzenie lub trunki. Zapominają, że w takich sytuacjach należy
poczęstować wszystkich zebranych (niezależnie od ilości posiadanych dóbr). W
trakcie niby – rozmów (tylko tak można nazwać konwersację przerywaną ciągłymi
toastami) wychodzi na jaw kolejny grzeszek. Chodzi o przerywanie wypowiedzi
rozmówcy swoimi wtrąceniami. Jest dopuszczalne jedynie w ściśle określonych
momentach, kiedy posiadana przez nas informacja może w znaczący sposób wpłynąć
na dalszy słowotok drugiej osoby. Nagminnie korzystamy z tego przywileju, co
zaburza ciąg myślowy wypowiadającego się, utrudniając właściwe sformułowanie
przekazu. Na krótko przed opuszczeniem lokalu w ludziach budzą się pierwotne
instynkty. Niczym wygłodniałe zombie zaczynają otumanionym wzrokiem
przeczesywać pomieszczenia w poszukiwaniu czegokolwiek do jedzenia. Wszystko,
co nie zostało zawczasu przybite gwoździami do podłogi, zostanie pożarte (w
niektórych sytuacjach także natychmiast zwrócone wraz z sokami trawiennymi).
Objadanie gospodarzy (bez stosownego zezwolenia) jest bardzo niegrzeczne.
Szczególnie jeżeli rano będą oni mieli ochotę przekąsić małe co nieco.
Czasami spotkania ze znajomymi przenoszą się do barów,
klubów lub pubów. Napotkamy tam całe mnóstwo osób o różnym stanie trzeźwości
umysłu. Możemy pożegnać się z konwenansami pokroju szacunku dla osób starszych.
Te tętniące życiem miejsca rządzą się własnymi prawami. Przekraczając ich próg,
zgadzamy się z regulaminem obowiązującym wewnątrz. Jeśli już jakimś
nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności znajdziemy się w środku, musimy pogodzić
się ustawicznym naruszaniem naszej prywatności (klepanie, podszczypywanie).
Strefa intymna właściwie nie istnieje, a większość rozmów toczona jest podniesionym
głosem. Okazjonalnie natrafić możemy na małe grupki trudniące się obgadywaniem
wszystkich wokół. Osoby takie mają najwyraźniej bardzo nikłe pojęcie o
akustyce, gdyż większość ich uwag (docelowo przeznaczonych wyłącznie dla
znajomków) trafia do uszu osób trzecich. Stanowi to niejaką wizytówkę osoby
komentującej.
Lekarze twierdzą, że każdy człowiek powinien odwiedzić
toaletę przynajmniej raz dziennie (najlepiej w godzinach porannych), aby pozbyć
się zbędnej (już przetrawionej) masy pokarmowej. Ludzkość wspięła się na wyżyny
swojej myśli technicznej, konstruując tak wspaniałe urządzenia, jak muszla
toaletowa z górnopłukiem, szczotka lub płyn do czyszczenia ubikacji. Wynalazki
te mają nie tylko łechtać naszą dumę, ale także służyć do codziennego użycia.
Czyszczenie porcelanowej powierzchni muszli po skorzystaniu powinno być
odruchem bezwarunkowym. Winniśmy pozostawiać toaletę w stanie, w jakim ją
zastaliśmy. Kiedy kończy się papier toaletowy, a jednocześnie skończył się nam
jego zapas, należy zostawić czytelny znak informujący o tym fakcie każdego
potencjalnego użytkownika. Oszczędzi to mu niepotrzebnego stresu i krępującej
sytuacji. Przed wyjściem opuszczajmy klapę – uniemożliwi to przykrym zapachom
infiltrację naszego mieszkania.
Jestem zagorzałym zwolennikiem przestrzegania ciszy
nocnej. W odróżnieniu od godziny policyjnej ma ona na celu zapewnienie komfortu
mieszkańcom danego budynku (wybierając mieszkanie, musimy pożegnać się z
zaletami domu jednorodzinnego). Młodzież często nawołuje do jej zniesienia, ale
miałoby to tragiczne konsekwencje. Ciężko jest porządnie wypocząć, kiedy nasi
sąsiedzi urządzają głośną balangę, zmuszając nas do wysłuchiwania ich
ulubionych utworów. Do tego cała masa krzyków, stukotów i dźwięków żywcem
wyciągniętych z najostrzejszych filmów pornograficznych. Jedynym sensownym
wyjściem wydają się odwiedziny u hałasującej osobistości w celu udzielenia jej
słownej reprymendy. To może skończyć się jednak ciężkim pobiciem albo przykrymi
konsekwencjami (malowanie drzwi, zaklejanie betonem dziurek od klucza).
Najlepiej po prostu wezwać stosowne służby, aby przy pomocy odpowiednio
wysokiego mandatu skłoniły imprezowicza do zachowania odpowiedniego do pory
dnia. Sporadyczne przyjęcia zazwyczaj są tolerowane, ale przekształcanie
swojego lokum w dyskotekę już nie.
To tylko bardzo uogólniony zbiór ludzkich zachowań, które
szczególnie negatywnie działają mi na nerwy. Przykłady można by mnożyć w
nieskończoność. Nie jest to jednak celem tego cyklu. Chciałem podzielić się
swoimi spostrzeżeniami odnoszącymi się do codziennej koegzystencji z innymi
ludźmi. Mam nadzieję, że posłuży on jako swoisty drogowskaz, czego nie należy
pod żadnym pozorem robić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz