Przenoszenie przygód bohaterów komiksów czy noweli
graficznych stało się już codziennością (w kinach możemy podziwiać aktorskie
kreacje postaci z uniwersum DC, Marvela itp.). Jednak większość z tych
projektów filmowych pozbawiona jest specyficznego charakteru komediowego,
jakimi są okraszone historie obrazkowe (polecam sprawdzić, jak wyglądał serial Batman 1966 roku). W żadnym stopniu
problem ten nie dotyczy filmu Scott
Pilgrim vs. the World. Jego fabułę oparto na historii zawartej w komiksowej
serii Scott Pilgrim (w ciągu 6 lat
wydawania na półkach księgarni ukazało się sześć tomów) autorstwa Bryana Lee
O’Malleya (popularny kanadyjski ilustrator). Kanadyjczycy uchodzą za
najbardziej przyjazny naród na świecie. Jak poradzili sobie zatem z
przedstawieniem heroicznej walki głównego bohatera ze zgrają bandziorów?
W czasie seansu śledzimy poczynania 22 – letniego Scotta
Pilgrima (Michael Cera). Razem ze swoimi przyjaciółmi tworzy zespół Sex Bob–omb
(gra na gitarze basowej). Cierpi niestety z powodu złamanego serca (jego
ukochana porzuciła go w mało uprzejmy sposób), co wpędza go w ramiona młodej
licealistki – Knives Chau (Ellen Wong). Scott nie traktuje tego związku
poważnie, traktując go jako stan przejściowy. Nie można tego powiedzieć o
zauroczonej nim nastoletniej Azjatce (chodzącej do żeńskiej szkoły z
obowiązkowymi mundurkami – stereotypowe, prawda?). Stagnacja zostaje przerwana
przez Ramonę Flowers (Mary Elizabeth Winstead), która dopiero przeprowadziła
się do Toronto z Nowego Jorku. Scott zakochuje się w niej od pierwszego
wejrzenia, rozpoznając w przyjezdnej swoją idealną dziewczynę. Zainteresowanie
szybko przeradza się w obsesję, co odbija się na związku z Knives. W końcu
udaje mu się zaprosić obiekt swoich westchnień na randkę – spędza noc w łóżku
Ramony. Rano otrzymuje od niej kartkę z numerem telefonu i siedmioma iksami
(mylnie zinterpretowanym, jako całuski). Mija kilka tygodni. Bohater stara się
ciągnąć grę pozorów, działając na dwa fronty (nie ma odwagi, aby złamać serce
młodszej z wielbicielek). W czasie ważnego koncertu (kapela Scotta bierze
udział w turnieju o miano najlepszego zespołu garażowego – nagrodą jest
kontrakt z wytwórnią muzyczną) obie panie spotykają się. Niezdecydowany basista
stara się zachować spokój, skupiając się na grze… Niestety w tym momencie przez dach wpada
niejaki Matthew Patel (Satya Bhabha) żądający pojedynku na śmierć i życie ze
Scottem. Okazuje się, że jeśli ten pragnie związać się z Ramoną musi pokonać w
walce Ligę Złych Byłych (ang. The League of
Evil Exes). A konkretnie siedmiu złowrogich ekschłopaków…
W filmie występuje masa świetnie napisanych postaci. Nie
mówię tu o niebiorących udziału w wydarzeniach statystach. Każdy z bohaterów
posiada rozbudowaną historię, własne marzenia i zmartwienia. Nawet ich
pojedyncze uczynki wpływają w istotny sposób na ciąg prezentowanych zdarzeń. Na
ekranie zobaczymy genialną kreację Kierana Culkina (fenomenalnie wcielił się w
rolę homoseksualnego współlokatora Scotta o bardzo frywolnych zapatrywaniach na sprawy damsko – męsko – męskie).
Alison Pill, Mark Webber oraz Johny Simmons odgrywają towarzyszy z Sex Bob–omb
(bardzo ciepłe postacie pomagające w walce zakochanemu basiście). Brie Larson
pokazuje swoją gorszą stronę, jako Natalie Envy
Adams – była dziewczyna Scotta. W członków Ligi Złych Byłych wcielili się:
Chris Evans, Brandon Routh, Mae Whitman, Shota Saito, Keita Saito i Jason
Schwartzman. W filmie wystąpił też sam O’Malley ze swoją żoną (sprawdźcie sami,
kogo zagrali).
Kolejnym atutem jest ścieżka dźwiękowa. Swoje utwory (napisane
specjalnie na potrzeby filmu) dostarczyli: Nigel Godrich (producent Radiohead),
Beck, Metric (inspiracja dla ukazanego w produkcji zespołu Clash at Demonhead),
Broken Social Scene (odpowiedzialni za szlagiery Crash and the Boys),
Cornelius, Dan the Automator, Kid Koala, David Campbell. Wszystkie kawałki (a
także dwie piosenki wykorzystane wyłącznie w zwiastunach) grane przez Sex
Bob–omb zostały skomponowane przez Becka. Aktorzy rzeczywiście grają na
trzymanych instrumentach – Webbe, Pill, Simmons musieli pobierać lekcje
muzyczne, aby zbliżyć się do poziomu Cera (ten grywał już wcześniej na gitarze
basowej). Brie Larson musiała dopracować swoje umiejętności wokalne w
miejscowej filharmonii. W niektórych scenach wykorzystano motywy dźwiękowe z
gry Legend of Zelda (za zgodą
Nintendo).
Wkrótce po wydaniu pierwszego tomu przygód Scotta wydawca
serii, Oni Press, skontaktował się z producentem Marciem Plattem, aby
zaproponować ekranizację historii. Wytwórnia Universal Studios wybrała Edgara
Wrighta (świeżo po zakończeniu prac na przekomicznym Shaun of the Dead) do zaadaptowania komiksów na potrzeby przemysłu
filmowego. O’Malley długo miał mieszane uczucia, co do projektu – otwarcie
przyznawał, że nie chce by jego dzieło spłycono do tandetnego kina akcji ze
znienawidzonymi przez niego aktorami. Scenariusz (dzieło Michaela Bacalla,
który bardzo zżył się z bohaterami Scott
Pilgrim) powstał już w maju 2005 r. Cztery lata później przemianowano
powstającą produkcję na znany nam dziś tytuł (akcję umiejscowiono w chronologii
tuż po wydarzeniach znanych z pierwszego tomu). Ostateczny wybór Scotta (Knives
vs. Ramona) różnił się pierwotnie od tego przedstawionego w filmie. Jednak
negatywna reakcja publiczności wymusiła zmianę zakończenia (dzięki temu nie
odbiega ono od książkowych wydarzeń). Ostatecznie producenci przeznaczyli na
realizację projektu 60 mln $. Reżyser przyznał, że najwięcej radości sprawił mu
casting. Zgłosili się na niego zarówno popularni młodzi aktorzy (Cera,
Schwartzman), jak i kompletni amatorzy, którzy wyróżniali się na tle innych
dzięki urokowi osobistemu. Wright zaproponował rolę Ramony Winstead, zdając
sobie sprawę, iż tylko ona jest w stanie poradzić sobie z rolą zagubionej
dziewczyny (znali się wcześniej osobiście). Wong dostała angaż po
zaprezentowaniu swoich umiejętności walki wręcz (posiada zielony pas w
taekwondo) w trakcie przesłuchania.
Gotowy film zaprezentowano w czasie kilku międzynarodowych
konwentów miłośników komiksów (m.in. Fantasia Festival w Montrealu, Movie – Con
III w Londynie, San Diego Comic – Con International, Yubari International
Fanstaci Film Festival). Pierwszy zwiastun pojawił się w Sieci 25 marca 2010 r.
W czasie gali 2010 MTV Movie Awards oficjalnie zaprezentowano specjalnie
przygotowany klip (walka Scotta z Lee). Przygotowano także krótką animowaną
serię (Scott Pilgrim the Animation)
do publikacji w Internecie oraz na kanałach telewizji satelitarnych.
Równocześnie ruszyła oficjalna strona internetowa. Większość aktorów obawiała
się tak niszowej (czyt. pozbawionej hollywoodzkiego rozmachu) kampanii
promocyjnej, spodziewając się marnej frekwencji na salach kinowych. Szybko
okazało się jednak, że grubo mylili się w swoich osądach.
W ramach działań marketingowych zawczasu przygotowano
dodatkowe kanały dystrybucyjne. Producent zamówił grę opartą na wydarzeniach
przedstawionych w filmie. Wydano ją w okolicach sierpnia 2010 r. (na łamach
PlayStation Network). Produkcja ta spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem
graczy (nawet jeśli nie znali komiksowych przygód Scotta). Trudno dziwić się
temu sukcesowi, skoro za grę odpowiadało studio Ubisoft (Assassin’s Creed, Far Cry,
Tom Clancy’s). Film wydano naturalnie
na DVD oraz Blu – Ray. Wszystkie wersje zawierały cztery komentarze (reżysera, autora
serii, aktorów), 21 scen alternatywnych, rozwiniętych bądź usuniętych (razem z
oryginalnym zakończeniem). Nie zabrakło też wpadek z planu, kilku dodatkowych utworów
ze ścieżki dźwiękowej.
Film był szeroko komentowany przez krytyków branżowych. W
większości były to bardzo pozytywne opinie (również większość widzów uznało Scott Pilgrim vs. the World za bardzo
dobre dzieło). Doceniano szczególnie scenariusz zachowujący koncepcję zawartą w
komiksach. Sam Quentin Tarantino przyznał, że był w kinie dwukrotnie, za każdym
razem bawiąc się równie dobrze. Wszystkim spodobało się świeże podejście do
animacji komputerowej (mocno już wyeksploatowanej w branży). Oczywiście
zdarzali się też malkontenci, uznając dzieło Wrighta za produkt stricte dla
młodzieży pełnej niezrozumiałego dla ogółu absurdu i niepotrzebnych
nawiązaniach do świata gier video. Cera był krytykowany za udział w tak
beznadziejnym projekcie.
Na koniec garść ciekawostek na temat filmu. W scenie, w
której Scott oraz Todd toczą pojedynek przy użyciu gitar basowych, zastosowano
instrumenty o zbyt małej liczbie progów do zagrania słyszalnych solówek – w
praktyce nie można byłoby ich odtworzyć przy użyciu zaprezentowanego sprzętu. Winstead
nie zgodziła się na kilkakrotne przefarbowanie włosów – nosiła peruki (można
zobaczyć prawdziwą barwę jej włosów w scenie walki z Roxy). Chociaż twórcy
zadbali o poprawną choreografię pojedynków, czasami możemy usłyszeć niezadawane
ciosy. Oprócz tego możemy dostrzec kilka smaczków wynikających z błędów w
montażu (niektóre sceny kręcono przez kilka dni), co czasami skutkuje samoistnie
przemieszczającymi się elementami tła (np. samochodami).
Na film ten trafiłem przypadkowo, przemierzając bezkresne
przestrzenie Internetu. Początkowo byłem nastawiony bardzo sceptycznie do tej
produkcji, ale po jej obejrzeniu szybko przekonałem się o jej wyjątkowości. Scott Pilgrim vs. the World to bardzo
zabawna komedia dedykowana wszystkim miłośnikom automatów, gier komputerowych.
Nie jest przy tym dziełem trywialnym, gdyż porusza bardzo ważne kwestie
egzystencjonalne (miłość, zazdrość, zdrada). Akcja płynie wartko, nie
pozwalając nam na znużenie. Genialne linie dialogowe nierzadko przywołają
uśmiech na nasze usta. Gorąco polecam wszystkim szukającym porządnej rozrywki w
domowym zaciszu (zadbajcie tylko o odpowiednie nagłośnienie – naprawdę warto).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz