wtorek, 25 lutego 2014

Tragiczna ironia Edypa z Teb



Narodową tendencją Polaków jest ustawiczne narzekanie na swoje życie (tj. kłopoty w pracy, wysokość podatków etc.). Pracujemy coraz więcej, a nadal nie jesteśmy w stanie zrealizować swoich marzeń. To okropny paradoks XXI w. Ironia tragiczna jest charakterystycznym elementem tragedii antycznej. Jej zgubny wpływ na los bohatera najlepiej widać w dziełach wybitnego dramaturga starożytności Sofoklesa. Sofokles (496 – 406 r. p.n.e.) w tragedii Król Edyp opowiada część zdarzeń zawartych w micie tebańskim. Warto zapoznać się z nim pokrótce, aby lepiej zrozumieć istotę pojęcia.

 Mit opisuje historię rodu Labdakidów. Król Teb, Lajos, bardzo cierpiał z powodu potomstwa. Udał się do wyroczni w Delfach, ale zamiast rady usłyszał od natchnionej (czyt. odurzonej substancjami psychoaktywnymi), że jego syn go zabije i ożeni się z własną matką. Postanowił nie mieć potomstwa, ale mimo to Jokasta (królowa) zaszła w ciążę. Małżonkowie postanowili porzucić dziecko w górach Kiteron, przebijając mu wcześniej stopy żelaznym kolcami, aby krew zwabiła dzikie zwierzęta. Chłopca znaleźli pasterze, po czym ofiarowali go w darze królowi Koryntu. Królewska para przygarnęła go oraz nadała mu imię Edyp[1]. Podrzutek dorósł, ale zagadka swojego pochodzenia spędzała mu sen z powiek. Chociaż rodzice zapewniali go, że jest rodowitym obywatelem Koryntu, Edyp w tajemnicy udał się do Delf. Tam Pytia powtórzyła mu ostrzeżenie, przekazane wcześniej Lajosowi. Przerażony Edyp postanowił nie wracać do Koryntu, by nie urzeczywistnić przepowiedni. Tułając się po Grecji natknął się na orszak króla Lajosa zmierzającego do Focydy. W wyniku sprzeczki Edyp wymordował prawie wszystkich członków pocztu. W międzyczasie na tronie Teb zasiadł Kreon, brat Jokasty, a kraj zaatakował sfinks[2]. Nikt nie potrafił odnaleźć rozwiązania jego zagadki. Każdemu, kto to zrobi, Kreon obiecał tron Teb i rękę Jokasty. Przypadkiem do Teb zawitał Edyp. Po proroczym śnie rozwikłał zagadkę potwora, ratując przy tym miasto. Sfinks zgodnie z obietnicą rzucił się do morza. Edyp został królem Teb oraz mężem Jokasty. Z tego związku narodziło się dwóch braci (Polinejkes i Eteokles), a także dwie córki (Antygona i Ismena). Początkowo rządy Edypa zapewniły dobrobyt polis, ale po jakimś czasie kraj nawiedziły straszliwe wydarzenia: nieurodzaj, zaraza, poronienia... 

Starożytni Grecy wierzyli, iż światem rządzi przeznaczenie. Podlegali mu nie tylko śmiertelnicy, ale nawet olimpijscy bogowie. Według mitologii przeznaczeniem miały władać trzy Mojry[3] przędące nić losu każdej istoty. Najstarsza z nich, Atropos przecinała ją w godzinie śmierci. Grecy uważali, że z przeznaczeniem nie można wygrać, więc nie starali się go zmienić. Zdarzały się zapewne jednostki, próbujące się mu przeciwstawić. Niestety, jak mówi stwierdzenie Stanisława Romera: Przeznaczenie istnieje – to nasz kod genetyczny.
  
Losy króla Edypa są nierozerwalnie związane z pojęciem ironii tragicznej, fatum. Chociaż on i otaczający go ludzie starali się pokonać złowrogą wróżbę, ta spełnia się. Bezbronne, okaleczone niemowlę porzucone w górskich odstępach przeżywa, mimo iż nie miało na to najmniejszych szans. Trafia w ręce pasterzy. Oni jednak nie zatrzymują go dla siebie, ale oddają królewskiej rodzinie. Podczas jednego z przyjęć pewien człowiek nazywa Edypa podrzutkiem, bękartem. Trudno uwierzyć, że powodem tego wyznania może być tylko alkohol. Nikt nie ryzykowałby życia obrażając dziedzica tronu. Edyp nie wierzy przybranym rodzicom. Jego samowolna wyprawa do wyroczni może być wzięta za przejaw młodzieńczego buntu, ambicji nastolatka. To, iż Edyp właśnie w tym momencie okazał nieposłuszeństwo rodzicom zdarza się w odpowiednim, prawie ustalonym przez los, czasie. Spotkanie Lajosa i grubiańskie zachowanie tebańskiego władcy wobec przypadkowo napotkanego przechodnia wydaje się nieprawdopodobne. Jednak Edyp zabija ojca, choć czyni to oczywiście nieświadomie. Atak sfinksa, proroczy sen także wydają się być czymś innym, niż tylko zbiegiem okoliczności. Wszystkie te dziwne zdarzenia to niewątpliwie skutki klątwy ciążącej na nieszczęsnym Edypie.

Mimo wszystko Edyp był człowiekiem sprawiedliwym, miłosiernym i bogobojnym. Troszczył się o swoich poddanych, więc kiedy ludność cierpiała z powodu klęsk, Edyp postanowił wysłać emisariusza do świątyni Apolla w Delfach. Został nim Kreon. Przekazał królowi nakaz rozwiązania zagadki śmierci Lajosa oraz ukarania sprawcy, a Edyp wykazał zdumiewający entuzjazm, przysięgając odnaleźć zabójcę swojego poprzednika. Mówi o jego wielkości. Edyp jest mu wdzięczny za wszystko, co posiada: za Teby i za Jokastę. Czuje się przy tym jego następcą, co wymusza na nim spełnienie polecenia Pytii. Obiecuje złagodzony wymiar kary dla skruszonego przestępcy oraz sowitą nagrodę, wdzięczność króla w zamian za wskazanie przestępcy. Nakazuje także wyłączenie ze wspólnoty religijnej,  społecznej każdego, kto z różnych powodów ukrywałby winowajcę. Nakłada także klątwę na takiego człowieka, prosząc bogów i Pytię o jej realizację. Ponadto zobowiązał się wziąć konsekwencje na siebie, jeśli taki człowiek zamieszkiwałby na królewskim dworze. Opierając się na słowach delfickiej wyroczni, która przecież przepowiedziała jego straszliwy los, popełnia oczywisty błąd. Edyp formułując klątwę w taki sposób, skazuje sam siebie. W końcu zamordował Lajosa, nie wskazał mordercy (znał przecież jego tożsamość, ale nie znał znaczenia swojego czynu), a w jego domu żył zabójca jego ojca. Cały ten splot niedopowiedzeń, nieszczęśliwych przypadków można przypisać przeznaczeniu. 

Chorobliwe dążenie Edypa do poznania prawdy okazuje się fatalne w skutkach. Krok po kroku przybliża się do rozwiązania zagadki swojego pochodzenia i zabójstwa Lajosa. Przybycie posłańca z Koryntu, przynoszącego wieść o śmierci Polybosa, przypadkowo splata się w czasie z przybyciem do pałacu jedynego ocalałego sługi z królewskiego orszaku, rozbitego przez Edypa. Okazuje się, że obaj ci mężczyźni to starzy znajomi. Dawniej wypasali owce na górskich halach Kiteronu. Moim zdaniem zbieg okoliczności jest w tym przypadku niemożliwy. W momencie poznania prawdy Edyp zdaje sobie sprawę z ogromu swych błędów, a także z nieuchronności przeznaczenia. Po śmierci Jokasty wyłupił sobie oczy i udał się na wygnanie, jako człowiek pokonany przez fatum. Wszystkie jego czyny, wszystkie przypadkowe zdarzenia to ironia tragiczna. Im więcej wysiłku wkładał Edyp w zmianę swego losu, tym ów los stawał się coraz bardziej rzeczywisty. Warto zwrócić uwagę na jego sprawiedliwość i odpowiedzialność za własne czyny. Nie każdy człowiek byłby w stanie się okaleczyć i samemu udać się na wygnanie. 

Reasumując, starania Edypa o pokonanie ciążącej na nim klątwy oraz jego stopniowe, nieświadome jej wypełnianie to w istocie ironia tragiczna. Niezależnie od czynów Edypa i jego wysiłków czynienia dobra, zawsze okazywało się, że jego dobre chęci wywoływały efekt odwrotny do zamierzonego. Główny bohater dramatu Sofoklesa jest nonkonformistą. Grecy wierzyli w potęgę fatum. Przepowiednie rozmaitych wyroczni były traktowane jako święte, a ich treść, chociaż czasami bolesna lub przerażająca, nie była kwestionowana. Obciążeni brzemieniem takowej klątwy przyjmowali swój los z niemal stoickim spokojem i olbrzymią pokorą. Pewne zdanie Haliny Auderskiej bardzo dobrze to opisuje: Powiedz losowi ,,tak”, a wszystko stanie się od razu mniej gorzkie. Edyp działa zupełnie inaczej. Postanawia nie wracać do przybranego domu, choć jako Grek powinien wiedzieć, iż straszliwe przeznaczenie ziści się i tak. Edyp stanowi, więc przykład buntownika wobec potężniejszych od niego sił: bogów i fatum. Jego dalsze losy utwierdzają nas w przekonaniu ich wyższości, bo w końcu Edyp zostaje pokonany, a jego silna wola złamana. 

Sądzę, że Sofokles ujął losy Edypa w ten sposób, aby spełnić podstawową funkcję teatru antycznego. Katharsis, czyli nakłonienie widza do refleksji nad swoim postępowaniem i ewentualną jego poprawą. Jeżeli widz zobaczył bohatera, postępującego tak, jak on oraz konsekwencje jego czynów, z pewnością starał się zmienić swoje czyny. Król Edyp na pewno jest środkiem dydaktycznym, przypominającym widzom o antycznej wierze – o wierze w potęgę fatum.



[1] gr. Ojdypus – człowiek o spuchniętych stopach;
[2] sfinks – mit. potwór płci żeńskiej, potomek straszliwego Tyfona; miał głowę i piersi kobiety, tułów lwa i skrzydła u ramion; posługując się zagadką nimf usprawiedliwiał swoje mordercze występki
[3] Kloto, Lachezis i Atropos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz