Codziennie na ulicy spotykamy ludzi borykających się z
problemami wynikającymi się z racji posiadania osobowości dyssocjalnej,
popularnie nazywanej psychopatią. Czy dookoła nas roi się od psychopatów?
Zgodnie z ostatnimi badaniami medycznymi problem ten dotyczy niemalże 4 %
społeczeństwa. Czy w związku z tym powinniśmy częściej obawiać się o własne
życie, zdrowie (ostatecznie kultura masowa wtłacza nam do głów wizerunki
psychopatycznych morderców)? Sam fakt bycia psychopatą nie oznacza lubowania
się w krwawych procederach uśmiercania w sposób ogólnie postrzegany za
zwariowany[1].
ICD – 10 (ang. International Statistical Classification of
Diseases and Related Health Problems, czyli Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych)
przedstawia następujące kryteria diagnostyczne psychopatii:
·
brak wyrozumiałości dla uczuć innych
·
lekceważący stosunek do norm lub praw
·
trudności w utrzymaniu związków
·
niska tolerancja frustracji
·
brak poczucia winy
·
skłonność do obarczania winą innych
·
niski próg wyzwalania agresji
Jak w przypadku większości chorób
występuje wiele odmian psychopatii, np. socjopatia (zaburzenia w interakcjach
międzyludzkich), encefalopatia (osobowość nieprawidłowa o charakterze nabytym
na skutek czynników organicznych). Obecnie trwają gorące dyskusje nad
sensownością karania osób dotkniętych tym aspołecznym zaburzeniem na równi ze
zdrowymi kryminalistami. Najczęściej obrona opiera się na założeniu popełnienia
przestępstwa w stanie niepełnej świadomości wynikającej z jednostki chorobowej.
Czasami prowadzi to do nadużyć i prób złagodzenia sprawiedliwego wymiaru kary,
ale zwolennicy złagodzenia wyroków psychopatów dysponują argumentami natury
medycznej, etycznej.
Pamiętajmy, że osoby cierpiące na
zaburzenia dyssocjalne osobowości nie są (w większości) niepoczytalne,
zdradzając umiejętność oceny własnych uczynków (w kategorii dobra, zła) czy
przyswojenia sobie norm (zapisów pranych) obowiązujących w danym społeczeństwie
(chociaż ich interpretacja sprawia im już pewne problemy). Niejednokrotnie są
to osoby zachowujące panowanie nad sobą (powstrzymują swoje agresywne zapędy).
Psychopaci pozostają kontrowersyjnym tematem, budzącym grozę wśród purytańskiej
społeczności XXI w. Czy mogą posłużyć za inspirację scenariusza filmowego?
Oczywiście!
Martin McDonagh, z pochodzenia Irlandczyk,
specjalizuje się głównie w tworzeniu wielowarstwowych sztuk teatralnych. Trudno
się zatem dziwić, iż jego obrazy filmowe zawierają pewną dozę scenicznego
patosu, skupiając się nie na powalających efektach specjalnych (takowych
oczywiście nie brakuje), ale na grze aktorskiej i charakterach poszczególnych
bohaterów. Jego nietuzinkowe podejście do reżyserii oraz scenopisarstwa zostało
wyróżnione Oscarem (Six Shooter),
nagrodą BAFTA (In Bruges), a także
dwukrotną nagrodą IFTA (In Bruges).
Jego filmy stoją na pograniczu filozoficznego dialogu postaci i groteskowej
symfonii przemocy przypominającej dzieła Tarantino czy Rodrigueza. Nie inaczej
jest też z 7 Psychopaths.
Film miał swoją światową premierę w dniu
moich urodzin, co samo w sobie stanowiło zachętę do jego obejrzenia. Kuszący
tytuł nawiązujący do cenionej od wieków liczby siedem (przypisywano jej boskie
znaczenie, tworząc najbardziej spektakularne przedsięwzięcia[2]
właśnie w takiej liczbie) zapowiadał prawdziwą filmową ucztę. W dzisiejszych
czasach rzadko się zdarza, aby kinematografia nie zawiodła moich oczekiwań
poprzez marnotrawstwo środków lub niewykorzystanie potencjału drzemiącego w
opowiadanej historii. 7 Psychopaths
na szczęście stanął na wysokości zadania, trafiając na moją prywatną listę
filmów, do których wracam z prawdziwą przyjemnością.
Marty (życiowa rola Colina Farrella) jest
irlandzkim scenarzystą borykającym się z alkoholizmem i całkowitym brakiem
weny. Dostaje zlecenie na napisanie scenariusza filmu pt. 7 psychopatów. Niestety temat ten jest dla (jak mu się wydaje niego)
obcy. Nie jest w stanie odnaleźć natchnienia w swoim najbliższym otoczeniu. Z
pomocą przychodzi mu jego najbliższy przyjaciel, Billy (w tej roli odnalazł się
Sam Rockwell). Usilnie stara się on wpleść swoje pomysły do powstającego
dzieła. Problemem jest znaczna dysproporcja charakterów – Marty’emu marzy się
film o głębokim sensie różnym od współczesnych trendów, podczas gdy Billy chce
stworzyć brutalny obraz pełen przemocy.
Na domiar złego Billy znalazł specyficzny
sposób na zarabianie pieniędzy. Razem ze swoim wspólnikiem, Hansem (Christopher
Walken), trudni się porywaniem psów. Zatroskani właściciele w geście
wdzięczności za odnalezienie ukochanego czworonoga hojnie wynagradzają
wybawicieli (nie zdając sobie sprawy, że opłacają sprawców rzekomego zniknięcia).
Interes prosperuje świetnie (w Los Angeles roi się od bogatych miłośników
psiaków) do czasu, gdy porywają 狮子狗[3] (wym. „shīzi gǒu”, czyli dosłownie „lwi pies”) o imieniu
Bonny. Nie mają pojęcia, że jego właściciel, Charlie (Woody Harrelson), to
maniakalny morderca przewodzący lokalnej mafii. Na porwanie swojego pupila
reaguje z właściwą sobie stanowczością, przysięgając krwawą pomstę za ten,
jakże niecny, uczynek. Właśnie tak Marty zostaje uwikłany w bezlitosną walkę o
przetrwanie pomiędzy całą zgrają psychopatów. Czy przeżyje? Zdradzę tylko, że
piesek nie ucierpi mimo aktywnego udziału w strzelaninie.
Obsada została idealnie dopasowana do zawiłości
scenariusza. Role psychopatycznych morderców odgrywają osoby o aparycji
budzącej czujność (m.in. Tom Waits, Harry Dean Stanton), ale posiadających
jednocześnie urok osobisty przykuwający uwagę. Wielbiciele damskich wdzięków
muszą zadowolić się spokojną Abbie Cornish lub zmysłową Olgą Kurylenko. Godziny
dodatkowych warsztatów aktorskich w połączeniu z talentem aktorów sprawiają
pozory spektaklu teatralnego. Prawdziwa uczta dla koneserów min, gestów czy
pantomimy.
Ścieżka dźwiękowa jest powalająca. Za
całokształt odpowiada Carter Burwell. Wykonał wspaniałą pracę, dobierając
epickie utwory (w wykonaniu Chóru Monteverdi, Orchestre Révolutionnaire et
Romantique lub orkiestry wiedeńskiej filharmonii) do scen najbardziej
podniosłych, pozostawiając jednocześnie utwory Hanka Williamsa, P. P. Arnolda,
Josha T. Pearsona czy Deer Ticka do luźniejszych (niekiedy rozbrajających)
wydarzeń. Czasami można przyłapać samych siebie tylko na słuchaniu dźwięków
napływających z głośników. Muzyka w filmie buduje napięcie, zwiastując zwroty
akcji i dopełniając nieco groteskowego ujęcia świata rzeczywistego (spojrzenia
na kwestię śmierci, morderstwa, kary, przyjaźni). Finałowa scena strzelaniny na
starym cmentarzu zakrawa o tytuł najbardziej spektakularnej w swojej kategorii
w całej historii kina. Na uwagę zasługuje dbałość o czystość dźwięków pokroju
wystrzałów, rozbryzgów krwi z resztkami tkanki mózgowej, palących się domów
oraz odgłosów rozpędzonych samochodów.
W filmie zastosowano tak wiele
nietuzinkowych wątków, że trudno wymienić szaleństwa w nim nie występujące… To
jeden z naprawdę niewielu filmów, gdzie jednym z antagonistów jest
psychopatyczny amisz, próbujący wywrzeć zemstę na ludziach naigrywających się z
jego stylu życiu. Napotkamy też wietnamskiego księdza, weterana Wietkongu,
polującego na byłych żołnierzy kompanii Charlie, którzy odpowiadają za
zmasakrowanie jego rodzinnej wioski. Wykorzystano motywy wielu słynnych
(niemalże kultowych) morderców, np. Zodiaka, Księżycowego Mordercy z Texarkany,
Szalonego Rzeźnika z Kingsbury itd. Zdecydowanie film nie jest przeznaczony dla
ludzi nietolerujących widoku bezwzględnej przemocy na ekranie. Krew leje się
strumieniami, a rozlewający ją bohaterowie tarzają się w niej z nieukrywaną
lubością. Cóż, taki klimat gatunku.
Niektóre ujęcia proszą się o zatrzymanie w
postaci fotografii (pojedynczej klatki filmowej). Efekty specjalne są
spektakularne, jak na film o zwykłych mieszkańcach Los Angeles (użyta broń
powinna być liczona nie na sztuki, a na skrzynki). Mamy wybuchy, pościgi
samochodowe połączone z ostrzeliwaniem się z pomocą broni maszynowej i wyjętą z
staromodnych westernów finalną strzelaninę.
Film porusza wiele istotnych kwestii.
Przede wszystkim opowiada o przyjaźni przełamującej granice ludzkich ułomności
(zainteresowań, wad, różnicy wieku), łącząc różnych ludzi nierozerwalnymi
więzami. Jak wiele bylibyście w stanie zrobić, aby pomóc przyjacielowi w
napisaniu scenariusza o psychopatach? Bohaterowie swoim przykładem pokazują
widzowi, iż są rzeczy znacznie ważniejsze od własnego bezpieczeństwa, a
niekiedy dla dobra wszystkich trzeba położyć na szali losu własne życie. Czasem
zmieniamy swoje niepoprawne zachowanie dopiero po tragicznej śmierci
najbliższej osoby.
W cały ten zagmatwany ciąg zdarzeń
umiejętnie wpleciono wątek ochrony zwierząt (You can’t let the animals die in a movie… Only the women.). W całej
tej morderczej zawierusze pomimo całych setek wystrzelonych pocisków nie
ucierpiał żaden pies czy królik. Jednocześnie autor okrutnie naigrywa się z
osób przesadnie kochających swoje pupile (ozdoby za miliony dolarów, rekordowe
nagrody za pomoc w odnalezieniu). Szacunek dla zwierząt jest cechą, która
powinna charakteryzować każdego człowieka (ludzie na takowy powinni sobie
zasłużyć) niezależnie od tego, czy ma zapędy psychopatyczne czy też nie.
Reasumując, film jest idealnym
rozwiązaniem na spokojny wieczór z miską prażonej kukurydzy. Typowe kino akcji
okraszone czarnym humorem z cytatami wywołującymi naprzemiennie uśmiech oraz
pochmurną nostalgię. Przy wszystkich jego niewątpliwych zaletach zmusza też nas
do zastanowienia, gdzie dokładnie przebiega granica pomiędzy normalnością a
szaleństwem. Co dokładnie warunkuje przemianę spokojnego człowieka w pozbawioną
skrupułów maszynę do zabijania? To zależy od konkretnego przypadku. Pamiętajmy,
aby nie oceniać ludzi po pozorach. I przede wszystkim nie drażnić osoby nam
nieznanej. Kto wie, co robi w wolnym czasie…
[1]
George Carlin, jeden z najzdolniejszych komików amerykańskich, zaproponował
podczas jednego z występów metodę odróżniania psychopatycznych morderców
(uśmiercających ofiary przy pomocy stalowej pałki o fallicznym kształcie) od
morderców szalonych (zabijająych stalową pałką o fallicznym kształcie w stroju
Królika Bugsa).
[2] Siedmiu
japońskich bogów szczęścia, siedem cudów starożytności itd.
[3]
Potocznie shih tzu.
Koniecznie muszę powrócić do tego filmu... :)
OdpowiedzUsuń1600! <3
OdpowiedzUsuń