środa, 29 stycznia 2014

Gyo (recenzja)



Dalekowschodnie komiksy [ (wym. „manga”)] od lat podbijają umysły coraz większej ilości czytelników. Dawniej były popularne głównie w swoim ojczystym kraju (Japonii), ale w wyniku powojennej (przymusowej) współpracy amerykańsko – japońskiej zaczęły docierać na kontynent amerykański, a z niego do reszty świata. Prawdopodobnie międzynarodowy sukces zawdzięczają trafieniu na podatny grunt (Amerykanie są wielkimi miłośnikami sztuki komiksowej). Dzisiaj jednak można je kupić w większości miejsc na naszym globie. Różnorodna tematyka, specyficzny sposób rysowania, biało – czarna kolorystyka, realistyczne przedstawianie charakterów postaci i typowo azjatyckie podejście do kwestii dobra, zła, życia śmierci itp. Wśród bogatej oferty tematycznej występują także horrory. Bywają one znacznie bardziej przerażające od filmowych dzieł (współczesne ograniczają się jedynie do zaskakiwania widza), oddziałując bezpośrednio na wyobraźnię (pobudzając ją). Najbardziej utalentowanym twórcą rysowanych przerażających historii jest 伊藤 (wym. Ito Junji).

伊藤 urodził się w roku 1963. Inspiracją młodego grafika były prace jego starszej siostry (w wolnych chwilach oddawała się malarstwu), Howarda Phillipsa "H. P." Lovecrafta (twórca m.in. The Call of Cthulhu) oraz dzieła 楳図 かず (wym. Umezu Kazuo, twórca animowanych horrorów, a także popularny piosenkarz). Pierwsze prace powstały już w czasie jego studiów (kształcił się na technika stomatologicznego). Jedna z nich została nagrodzona (1987 r.) prestiżową nagrodą ufundowaną przez młodzieńczego idola 伊藤 (楳図). Światy kreowane przez twórcę wyróżniają się wysoką dawką okrucieństwa i brutalnych scen śmierci. Bohaterowie z jego komiksów pozbawieni są najmniejszego promyczka nadziei, walcząc z kapryśnym (bezlitosnym) losem. Bezsprzecznie najdoskonalszym z komiksów 伊藤 jest(wym. Gyo, czyli dosłownie Ryba).

Najgorszym scenariuszem, jaki może wyobrazić sobie współczesny człowiek, jest seria niewytłumaczalnych zdarzeń. Oczywiście chodzi tu o wydarzenia potencjalnie groźne lub straszne. Niewiedza od zawsze była przyczyną stresu. Dziś wiemy już, że utrzymujący się stale stan zdenerwowania ma niszczycielski wpływ na ludzki organizm. W sytuacji stresowej ludzie tracą zdolność logicznego myślenia, zaczynają zachowywać się w sposób nieludzki – budzą się prymitywne instynkty, drzemiące dotychczas pod powierzchnią społecznej moralności (zasad współżycia w zbiorowisku ludzkim). Najgorsze nadchodzi, kiedy dookoła w tajemniczy sposób zaczynają umierać ludzie. Człowieka ogarnia panika. W tym stanie jest gotowy zrobić wszystko dla uratowania zdrowia, życia. Takie historie znamy dobrze ze strasznych opowieści. Zazwyczaj wszystko zaczyna się bardzo niewinnie. Podobnie jest w przypadku bohaterów Gyo.

Młody mężczyzna, Tadashi, postanawia wykorzystać swoje koligacje rodzinne (jego wuj jest genialnym naukowcem z ogromnym dorobkiem twórczym i jeszcze większym majątkiem), aby zabrać swoją piękną dziewczynę, Kaori, na wymarzone wakacje nad morzem. Udają się do domku letniskowego na gorącej (niemalże tropikalnej) Okinawie. Nurkują w ciepłych wodach południowych, opalają się na piaszczystych plażach – bardzo miło spędzają wspólnie czas. Szybko jednak pojawiają się kłopoty, a wszystko przez niezwykle wyczulony zmysł powonienia Kaori. Od niefortunnego spotkania z rekinami (pływanie czasami bywa niebezpieczne) prześladuje ją okropny zapach gnijącego mięsa. Coraz bardziej sfrustrowana natarczywą wonią postanawia wrócić natychmiast do domu. Tadashi bagatelizuje całą sprawę, obarczając winą ryby (stanowią podstawę wyżywienia mieszkańców wyspy, więc wszędzie ich pełno). Zmienia zdanie, kiedy Kaori zaczyna panikować, bo… Zapach towarzyszy im nawet powrocie domu (nie pomagają kąpiele, odświeżacze powietrza, wietrzenie)!

Para przeszukuje uważnie willę, dokonując przerażającego odkrycia. Otóż po domu myszkowała przedziwna istota wyglądająca, jak ryba z czterema metalowymi nogami (zakończonymi ostrymi szpikulcami). Po długiej gonitwie (ryba bardzo szybko, zwinnie porusza się po lądzie). Zaaferowany niezwykłością stworzenia Tadashi postanawia ją zatrzymać, będąc przekonany, że odkrył nowy (nieznany dotąd nauce) gatunek. Histeryzująca z powodu smrodu Kaori wymusza jednak wyrzucenie martwego okazu. Odór nareszcie znika, pozwalając obojgu na chwilę wytchnienia (czyt. zaczerpnięcia świeżego powietrza). Koniec przygody? Nie! Już kilka dni później okoliczni rybacy zaczynają wyławiać z oceanu kolejne ryby z nogami. Szybko okazuje się, że ich kończyny potrafią dotkliwie ranić, a niesamowita szybkość utrudnia pochwycenie winowajców. To jednak nie wszystko…

Wypoczywający na plaży urlopowicze zauważają setki różnych gatunków morskich stworzeń masowo opuszczających wodne schronienie. Pojawiają się łososie, kałamarnice, rekiny, a nawet wieloryby. Wszystkie bez trudu chadzają po ziemi na swoich upiornych pajęczych odnóżach. Inwazji nie udaje się powstrzymać służbom porządkowym, a w nadmorskich miejscowościach wybucha panika. Nikt nie zna powodu tego fenomenu. Ludzie zaczynają uciekać z wyspy (dotyczy to także naszych bohaterów). Po powrocie do Tokio sprawy komplikują się – ryby atakują plaże wszystkich Wysp Japońskich, kierując się nieprzerwanie w głąb lądu. Naukowcy starają się w sensowny sposób wyjaśnić to zjawisko, ale usilne próby na nic się nie zdają. A koszmar dopiero się zaczyna, bo tajemnicza bakteria (przenoszona przez chodzące ryby) potrzebuje nowego gospodarza…

Historia obnaża z jednej strony ludzką obłudę, a z drugiej gorącą żądzę przetrwania. Po raz kolejny odnajdujemy ukryte ostrzeżenie przed rozwojem przemysłu zbrojeniowego (Japończycy nadal pamiętają zniszczenia po atakach nuklearnych), który z czasem może obrócić się przeciwko swoim twórcom. Największą z ludzkich ułomności jest głód władzy – to właśnie chęć narzucania swojej woli innym popycha co bardziej charyzmatycznych przywódców do wszczynania krwawych rewolt. Gyo skłania nas do refleksji nad naszą butnością. Uchodzimy za gatunek dominujący na trzeciej planecie Układu Słonecznego, a przecież wciąż wiele tajemnic Wszechświata (ba, naszej planety) wymaga rozwikłania. Jesteśmy niepoprawni w zajadłej nienawiści ukierunkowanej na przedstawiciela tego samego gatunku, kierując się w swoich działaniach prymitywną chęcią posiadania. Łatwo jest nam utożsamić się z bohaterami, gdyż są zwyczajnymi ludźmi (bez nadnaturalnych zdolności) o typowo ludzkich słabościach (np. zazdrość).

Kreska została starannie dopracowana, aby stworzyć nastrój niewymownej grozy. 伊藤 doskonale odwzorował szczegóły anatomiczne żywych stworzeń, przez co mamy niekiedy wrażenie obcowania z fotografią. Wiele czasu poświęcił na studiowanie owych zawiłości cielesnych, odwiedzając uniwersyteckie zbiory preparatów (różnego rodzaju zwierząt lub ich fragmentów w różnym stadium rozkładu). Realizm deformacji, gnijącej tkanki, groteskowych potworów potrafi obudzić u wrażliwszych osób odruchy wymiotne (w Japonii zdarzały się przypadki omdleń), a nawet głęboko zakorzeniony strach przed końcem wszystkiego, co warunkuje naszą egzystencję – życia. Średnia życia kobiet w naszym kraju wynosi 82, a mężczyzn 75 lat. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z nadciągającej śmierci. Jakbyście zareagowali, gdyby nagle Wasze życie zostało skrócone do zaledwie kilku dni?

Na podstawie mangi stworzono także film animowany (czyt. anime). Ta krótka produkcja (trwa nieco ponad godzinę) została narysowana w bardzo prosty sposób (oczywiście to zasługa animacji komputerowej). Historia straciła znacząco na uroku (mało realistyczne zwłoki), ale twórcy poradzili sobie z tym mankamentem. Dokonano istotnych zmian fabularnych, wprowadzając dodatkowe postaci i wątki. Udało się to zrobić w sposób na tyle wytworny, że sam nie zauważyłem, kiedy uznałem zakończenie filmowe za znacznie bardziej klimatyczne od tego rysunkowego (nie znaczy to, iż nie doceniam papierowego oryginału). Film Gyo nie jest zdecydowanie dziełem wybitnym. Świetnie się jednak sprawdzi w roli tła do sutego posiłku (nie polecam takiego połączenia osobom nadwrażliwym wzrokowo). Trzeba tylko przywyknąć do psychodelicznej palety kolorów.

Gyo jest przerażającą historią. Surrealistyczny świat ohydnych koszmarów potrafi śnić się przez kilka nocy po lekturze. To jeden z tych scenariuszy, jakich nie chcielibyśmy doświadczyć na własnej skórze. Miło też podziwiać inwazję nieznanych nikomu stworzeń na kraj inny, niż Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. 伊藤 stworzył coś, co ma ogromny potencjał na zostanie fundamentem naprawdę ciekawego projektu filmowego (bardzo chętnie obejrzałbym pełnometrażową wersję aktorską). Komiks polecam głównie miłośnikom grozy. Nie zdziwcie się tylko, kiedy w czasie czytania dopadną Was omamy węchowe, a wszędzie dookoła będziecie wyczuwać nieznośny odór…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz